W 1839 roku Louis Jacques Daguerre przedstawił światu wynalazek dagerotypii. Portret fotograficzny stał się narcystyczną zachcianką mas. W najlepszych ubraniach, uczesani i umalowani, wtopieni w manieryczne tła w studiu fotograficznym słynni i zwykli ludzie stawali w obliczu magicznego lustra, jakim był dla nich aparat fotograficzny. Chcieli zobaczyć swoje najlepsze, najładniejsze odbicie. Pełni onieśmielenia i tremy przez moment byli aktorami w swoim osobistym teatrze.
Artyści od zawsze chciał ten teatr zgłębić. Wniknąć we wnętrze portretowanych osoby, zbadać jej emocje i charakter. Istniało kiedyś romantyczne przeświadczenie, że przez fotograficzne studium twarzy można odkryć tajemnice duszy. Jednak nawet najwięksi portreciści zastanawiali się, czy fotografia jest na tyle silna, by takie studium stworzyć. "Balzak i Proust poświęcali całe tomy, by przedstawić nam zarys człowieka. Pogląd, jakoby artysta wizualny w jednym obrazie, za pomocą jakiegokolwiek medium wizualnego, mógł skondensować pełny portret osoby, jest zaprzeczeniem logiki" - mówił sam Edward Steichen, guru fotografii pierwszej połowy XX wieku.
Ile prawdy o ludziach znajdziemy w fotografii? Co nam mówi wyraz oczu, język ciała, jaki udaje się uchwycić na zdjęciu? "Portret jest obrazem osoby, która wie o tym, że jest fotografowana - mówił wielki portrecista Richard Avedon. - To, co zrobi ona z tą wiedzą, jest tak samo częścią portretu jak to, co ma na sobie i jak wygląda. Wszyscy gramy".