OLGA BOZNAŃSKA

Słynni portreciści sławne portrety

portrety olejny Boznańska

Ten prąd ogólny zaniósł pannę Olgę Boznańską nad brzegi szmaragdowej Izery w roku 1887.

— Natrafiłam na pełny rozkwit impresjonizmu. Wstąpiłam do pracowni Karola Kriecheldorfa, który jest uczniem bardzo dzielnego malarza Lófftza, a tenże uczniem Leibla. W ten sposób mogę śmiało powiedzieć, że wszyscy trzej mię uczyli. Leibl, cóż to za pjękny i silny malarz, jaki kolorysta, jak urnie operować farbą! Jak łapie charakter! Śmiało może stanąć obok współczesnych malarzy francuskich. Dwa lata spędziłam w pracowni Kriecheldorfa, pracując w pocie czoła jak ów najemnik biblijny, co przyszedł o świcie do winnicy pańskiej. Żyłam w ciągłej ekstazie, bo otaczała mię atmosfera podniosła zapału. Widok pracujących kolegów i wielkie dzieła sztuki w muzeum, podniecały moją ambicję artystyczną. Kiedy patrzę na was młodych, marnujących najpiękniejszy okres życia na błahych rozrywkach, doznaję głębokiego smutku, wam się zdaje:, że będziecie żyć wieki i na nie rozłożycie cały ogrom wy= kształcenia i twórczości! Jakże się oszukujecie chętnie!

Audytorjum poczuwające się do winy, pochyla głowy i nie protestuje.

— Jednego dnia odwiedził mię Józef Brandt a przeglądnąwszy moje prace, orzekł, iż nie potrzebuję więcej profesora. Według niego zdawałam sobie dostatecznie sprawę z warunków twórczych.

— Atoli chciałam poznać metody innych artystów, a mając jeszcze parę mie= sięcy przed odjazdem do Krakowa, postanowiłam wyzyskać korzystnie ten czas. Miałam wielką ochotę wstąpić do wybornego artysty szwedzkiego Fritiuffa Smitha albo do niemniejszej wartości Nauena. Stało się atoli, że obydwaj prawie równo^ cześnie zamknęli szkoły, więc mi nic nie pozostało jak pracownia Wilhelma Riide'a, dobrego impresjonisty, choć trochę za zimnego i za mózgowego. Namówiła mię do tego moja serdeczna przyjaciółka panna Weiss z Berlina, genjalna wprost malarka. Ta akwarela na ścianie to jej pędzla. Szkoda, że się tak zniszczyła. — Profesor mój chwalił zazwyczaj me prace, ale i nie szczędził przycinków z powodu mego tonu fioletowego, jaki wprowadzałam do twarzy. To mię martwiło i złościło zarazem. Po paru miesiącach opuściłam mego majstra, ściągnąwszy na siebie jego niechęć, zwła= szcza od chwili, gdym wystawiła studjum malowane w jego pracowni. Złośliwy przypadek zdarzył, iż mój obraz powieszono naprzeciw jego. Muszę atoli przyznać, iż był to prawy charakter. Kiedy później zobaczył mój portret Nauen'a, sam przy= stąpił do mnie, uścisnął moją dłoń i gratulując mi, rzekł: »Nie miałem słuszności, pomyliłem się«. W r. 1892, po śmierci matki, przyjechałam ze siostrą Izią do Mo^= nachjum. Złożyło się tak szczęśliwie, że otrzymałam zaraz pracownię za darmo od jakiegoś Amerykanina, który wyjechał i zapłacił za parę miesięcy. Po upływie ich — zatrzymałam ją, sama płacąc. Zabrałam się z entuzjazmem do pracy.

— Och, tam można było pracować lepiej niż tu w Paryżu, gdzie życie jest takie nerwowe, gdzie wszystko przeszkadza skupieniu! Zrobiłam mój własny portret wielkości naturalnej w żałobnym stroju i z kwiatami. Podarowałam go mej przyja= ciółce, pannie Weiss. Dowiedział się o tem Nauen i oświadczył mej koleżance Ko= sobudzkiej, iż chciałby go zobaczyć i mnie malować. Zgodziłam się na to. Niestety, po 21 seansach, jednego dnia zeskrobał wszystko, bo wydawałam się jemu za mało naturalną, w zbyt afektowanej pozie — co nie odpowiadało memu charakterowi. Wielka szkoda, bo obraz był bardzo piękny. Widzicie panowie, jaki to był praw= dziwy artysta, który nie mógł znieść dzieła złego według jego przekonania. Wtedy jego poprosiłam, by mi pozował, na co się chętnie zgodził. Pamiętam, było to we środę rano. Deszcz mżył, taki kapuśniaczek monachijski. Otwierają się drzwi i wchodzi z podniesionym kołnierzem wykwintny Nauen. To był mój obraz! »Niech pan tak zostanie!« Posadziłam go na kanapie w kwiaty, włożyłam mu do ręki filiżankę i za czułam malować. Podobał mu się ten portret, jak zresztą wszystkim. Pisano o nim bardzo wiele. Stał się nawet głośnym w Niemczech z powodu złośliwej krytyki, dotyczącej »zblazowanego« artysty. Sprawa oparła się o sąd, Skazano krytyka i odtąd zabroniono w Niemczech krytykować modele żyjące. — pod rygorem odpo= wiedzialności sądowej. Oddalam bezwiednie charakter człowieka, o którego życiu we« sołem dowiedziałam się dopiero z procesu. Portret ten znajduje się dziś w Muzeum Narodowem w Krakowie.

czytaj dalej - następna

strony: [1 Boznańska portrety] [2 Boznańska portrety] [3 Boznańska portrety] [4 Boznańska portrety] [5 Boznańska portrety] [6 Boznańska portrety] [7 Boznańska portrety] [8 Boznańska portrety] [9 Boznańska portrety]