OLGA BOZNAŃSKA

Słynni portreciści sławne portrety

portrety olejny Boznańska

Przyniósł mi on mały złoty medal w Wiedniu. Wręczył mi go brat cesarza, arcyksiążę Karol Ludwik w słowach bardzo uprzejmych: »Jestem, dumny, że pani jako Polka, zdobyła tę nagrodę międzynarodową*.

Drugi złoty medal otrzymałam w Monachium za portret brata Hirschenberga.

Następny mój pobyt w Monachium przedłużył się do lat sześciu... Przepraszam panów — muszę rozbroić te czupurne ptaszęta. »Maciuś vilain« dasz spokój temu biedakowi. Ach, co ja mam kłopotu z temi zwierzętami! Przypomniałam sobie: proszę bardzo panów podpisać ten protest przeciw wiwisekcjom. Ileż mię zdrowia kosztuje to wstrętne sąsiedztwo z lekarzem, co torturuje psy i małpy. Gdybyście słyszeli te wycia i piski męczonych istot — to byście znienawidzili takich ludzi i naukę, która wymaga takich okropnych poświęceń.

— Czyby nie można choć na chwilę otworzyć okna — prosi żebrzącym tonem model — jest takie gorąco przy tym piecu, iż pot spływa po mnie w strugach.

— Tak, bardzo gorąco i brak powietrza — popieramy silnie przekonywującym tonem.

— Przesadzacie panowie. Nie otwieram okna ze względu na kanarki, które zaraz są chore, gdy na nie wieje. Może panom wystarczy uchylenie drzwi do przedpokoju. Panie Jourdain, proszę nie otwierać zbytnio — bo robi się zbyt czarne tło dla mego modelu. Zapaliłam trochę w piecu, bo mi się zepsuła maszynka spirytusowa — a nie mam innej, by ugotować herbaty. Ale zapewniam panów, że tak bardzo gorąco nie jest — możemy stwierdzić to na termometrze.

— 30°. — Wybuchamy wszyscy śmiechem.

Wracający Jourdain od drzwi: »A cóż to za dekoracyjne obrazy tu złożone?« To moich sąsiadek Angielek, Miss Harrison i Jecki Kemp. Mam je wysłać z moimi do Pittsburga, gdzie wystawiam corocznie. Pański portret znajduje się obecnie w San Francisco.

- A co się dzieje z obrazami wysłanemi do Japonii?

— Nie wiem — chyba nie przepadną. A jeśliby—to nie wielka strata. Czasem wszystkie me obrazy nic mię nie obchodzą. Jest tyle nieszczęść na tym bożym świecie, tyle cierpienia, że człowiek musi i powinien zapomnieć o sobie. Panie Lestrille, chcę naznaczyć rękę — proszę ją trzymać trochę wyżej i swobodnie. Ot tak. Portret bez ręki, to pojęcie fotograficzne. Cóż to za rozkosz malować rękę, zwłaszcza, gdy jest piękna, sucha, żylasta, o długich palcach. Każda ręka ma swój wyraz, swój tem= perament i charakter. Jest ona dopełnieniem psychologicznem twarzy.

— Przerwała pani to interesujące opowiadanie o swoim pobycie w Monachjum.

— Otóż za drugim moim pobytem nie miałam już profesora. Mając własną pracownię, malowałam przygodnie portrety, martwe natury, kwiaty, czasem widoki. Robiłam wycieczki w towarzystwie panny Weiss. Ta akwarela na ścianie panny Weiss, jest to mile jedno wspomnienie takiej wycieczki do Schleissheimu. Poza tem kopiowałam starych mistrzów. Ten portrecik Van Dycka i to jego złożenie do grobu, ta holenderska martwa natura, to reszta co mi została z owych studjów.

Kiedy siostra moja ukończyła szkołę w Szwajcarji i zapragnęła studjować w uniwersytecie paryskim, ojciec mój, który był niechętny tej Sodomie i Gomorze, za jaki wówczas uchodził Paryż u nas, zgodzi) się, byśmy obydwie tam pojechały. Ileż to głupstw napisano o wpływie francuskim na moją twórczość. Według jednych byłam męczennicą Carriere^. Owe lekkie podobieństwo sposobu patrzenia na modela wpłynęło na wyciągnięcie podobnego wniosku. Tymczasem analogje nie muszą koniecznie wypływać z zależności. Zanim przybyłam do Paryża, pogląd mój na sztukę tak się już skrystalizował, iż dalszy jego rozwój szedł po wytycznej zdecydowanej. Carriere, któremu mój kuzyn Mordant matka moja była Francuzka z Yalence), pokazał moje obrazy, chwalił bardzo i rzekł: »Nie mam co dorzucić, ona wie dobrze, dokąd idzie.

czytaj dalej - następna

strony: [1 Boznańska portrety] [2 Boznańska portrety] [3 Boznańska portrety] [4 Boznańska portrety] [5 Boznańska portrety] [6 Boznańska portrety] [7 Boznańska portrety] [8 Boznańska portrety] [9 Boznańska portrety]